Rosnący brzucholec przyprawia mnie o srogie lenistwo, ale wizja końca ciąży i zbliżającego się Halloween dodały mi jednak nieco energii, dziękuję :)
Przebrałam się za czarownicę, chichotałam diaboliczno - histerycznie i wmawiałam wszystkim, że zjadam dzieciaki... errrmm... cukierki! Ale miałam zabawę :-P
Lalka natomiast chciała być kotem czarownicy, no i ja, dobra mamusia, uszyłam jej odpowiedni kostium. Na początku myślałam, że kot ma być czarny, ale nienienie, lalka nie lubi czarnego. Ma być brązowy i dokładnie mi pokazano w jakim odcieniu. Ależ się naszukałam odpowiedniego materiału!
Użyłam wykroju Neue mode M10100. Lekki, łatwy i przyjemny, niestety nie przewidziano, że my pochodzimy z rodziny wielkogłowych i czapka w rozmiarze 5 lat okazała się za mała na moją trzyipółlatkę... Ale kostium i tak bardzo się podobał :)
Na zdjęciu, w kapeluszu (za małym...) czarownicy, siedzę ja. Od badziewnego, pewnie chińskiego makijażu halloweenowego dostałam potwornej alergii i mnie cała twarz swędzi jak dzika... Ale wczoraj było świetnie, sąsiedzi poznawali mnie jedynie po brzuchu :)
A teraz ostro zabieram się za roboty bożonarodzeniowe.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
3 komentarze:
cudne i moja siostra też jest czarownicą :-))) Zośka przesłodka jako kociak
boskie jesteście ;-) dobrze, że się odezwałaś ;-)
A jak się już odezwałam, to nawet nie próbujcie mnie zamknąc :P
Nad lalką cała wieś się rozczulała, że takim uroczym jest kotkiem. Osobiście uważam, że jest urocza w każdej, dowolnie wybranej sytuacji :)
Prześlij komentarz