piątek, 30 listopada 2007

Chleb gorący... i fartuszek

Im bliżej zimy, tym bardziej chce mi się jeść. I gotować. I jak Moje Ulubione Koleżanki podały mi super przepis na chleb – skorzystałam bez wahania.

Do miski nasypałam 3 szklanki mąki (białej i razowej pół na pół - jestem maniakiem zdrowożywnościowym, w przepisie była sama biała).

Dosypałam płaską łyżeczkę drożdży w proszku i półtorej łyżeczki soli.

Na koniec wlałam półtorej szklanki wody i wymieszałam byle jak, tylko żeby się składniki połączyły. Ciasto kleiło się jak dzikie, ale tak właśnie ma być.
Miskę przykryłam folią i postawiłam na szafie, żeby mi zawadzała. Następnego dnia (po około 18 godzinach) otrzymałam paskudną, burą breję, którą wyrzuciłam na mocno omączony papier do pieczenia.

Posypałam jeszcze mąką z góry i uformowałam z grubsza bochenek.

Piekarnik rozgrzałam do czerwoności (250 stopni) z naczyniem żaroodpornym w środku. Naczynie musi być z przykrywką! Jak już się rozgrzało – wrzuciłam chleb do naczynia (usiłując się przy tym nie oparzyć) i piekłam przez 25 minut.

Pomyślałby kto, ze z czegoś TAK brzydkiego...

można uzyskać TAKIE cudo?

A jak już mówimy o kuchni, to uszyłam szalenie apetyczny fartuszek dziecinny, Lalka uważa, że jest fantastyczny!

Smacznego wszystkim !!!

Kto lubi zimę

Zimno. Mokro. Zima nadchodzi wielkimi krokami. Nic, tylko zagrzebać się w ciepłej pościeli z dobrą książką i kubkiem kakao do towarzystwa.

Ale pracować trzeba, zwłaszcza, że w przyszłym miesiącu chciałabym otworzyć mój mały butik internetowy. Dla poprawy humoru posadziłam pięć milionów bratków:

Jak je widzę przez okno mojej pracowni, to od razu chce mi się robić WSZYSTKO!

Chociaż są tacy, którzy na myśl o zimie się cieszą:

Ten po prawej to bałwanek, po lewej jego twórczyni.

Bardzo miłego dnia !!!